Podsumowując weekendowe eskapady z żalem muszę stwierdzić, że schodząc w sobotę ze szlaku straciłem kija. Uratował mnie przed upadkiem, ale sam stracił życie. To był ten moment, gdy poślizgnąwszy się na kamieniu odjeżdżałem w otchłań, a ofiarny kijaszek zablokował upadek. Nie wytrzymał jednak naporu bezwładności mojego ciała i pękł w środku... Cześć jego ofiarności.

Komentarze

Popularne posty