Wspomniałem wczoraj o moim szczęściu i ogromnej satysfakcji z ukończenia Ultamaratonu Karkonoskiego. Okupione to zostało wysiłkiem i rzeczywistym przełamaniem siebie i moich słabości. Gdy na 18.km upadłem jak długi i nie mogłem wstać, a po chwili okazało się, że wogóle nie jestem w stanie biec, ani przez moment nie pomyślałem, że to już koniec. Wciąż ważne było dotarcie do punktu kontrolnego pod Śnieżką, a potem się zobaczy. Tam namówiłem się na jeszcze jeden krok i zdobycie Śnieżki. Później, gdy miałem już za sobą połowę, poszedłem do Strzechy Akademickiej i wdrapałem się na Pielgrzymy, czyli wróciłem na grań. Stąd był już tylko moment do Przeł.Karkonoskiej, gdzie byłem już pewien, że mam to i ostatnie 15km przetrwam i dojdę do mety. Po 10:08h ukończyłem ten bieg, ktory przez 35km z 52km był dla mnie marszem. Upadek, poza poobijanymi udami spowodował stłuczenie żeber, co nie tylko uniemożliwiło jakikolwiek bieg, ale dodatkowo utrudniało normalne oddychanie. Przez 35km skupiałem się na każdym kroku, na każdym oddechu i bez wahania parłem naprzód. I dziś znowu wiem, że można prawie wszystko, gdy bardzo tego się chce. Bo większość ograniczeń jest w naszych głowach. W mojej też...

Komentarze

Popularne posty