Oto ja na tle epickiej zimy. Ostatnie podejście na Halę Rysiankę, które dzisiaj miało wyjątkowy smak. Śnieg i słońce to jedno, ale cisza i pustka to drugie, o wiele cenniejsze doznanie. Śniegu było zdecydowanie więcej niż przed dwoma tygodniami, co spowodowało, że wspinaliśmy się do schroniska kwadrans dłużej.
Trzy łyki herbaty bez wchodzenia do środka i polecieliśmy dalej. A dalej było jeszcze trudniej. Słońce zniknęło, zawisły czarne chmury i przyszedł mróz. Co prawda na Halę Boraczą trafiliśmy po 3h od startu że Skałki, jednak wysiłek, jak dla mnie był spory. 13 km w śniegu po kostki, łydki, a czasami i po kolana ściorało mnie intensywnie. A to jeszcze nie był koniec.

Komentarze

Popularne posty