Wspomnienia
Kresowe opracował Michał Maziakowski
Od najmłodszych lat
słuchając opowiadań o pięknie Kresów Wschodnich i miejscu mego urodzenia,
odczuwałem magnetyczną siłę i ogromną chęć zobaczenia jak te ziemie wyglądają.
Pierwsza możliwość wyjazdu nastąpiła w początkach lat 90-tych, wraz z grupą
członków Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo – Wschodnich.
Kilkudniowy, bogaty program wycieczki do Lwowa w czerwcu 1993 roku dostarczył
wszystkim wiele wzruszających i niezapomnianych przeżyć, które pamiętam do
dziś.
Na miesiąc przed wyjazdem
na pierwszą wycieczkę do Lwowa, przyjechałem do Środy Śląskiej, aby porozmawiać
z Ojcem Antonim na jej temat, ponieważ z wcześniejszych rozmów i opowiadań Taty
wiedziałem o niektórych jego przeżyciach we Lwowie i ogromnej tęsknocie do tego
cudownego miasta. W latach 1927 – 1929 Ojciec Antoni Maziakowski odbył we
Lwowie służbę wojskową w baonie sanitarnym. Po zakończeniu podstawowego
szkolenia wojskowego pełnił przez blisko rok funkcję ordynansa u oficera Wojska
Polskiego RP, porucznika Michała Pokory.
Warto dodać, że kapitan
Michał Pokora, urodzony w 1894 roku w Samborze, znajduje się na Liście
Katyńskiej pod numerem 4484. Istnieje ogromne prawdopodobieństwo, że jest to ta
sama osoba...
W tym czasie Ojciec
bardzo dobrze poznał miasto, jego uroki, zwyczaje, folklor i bałak lwowski.
Bardzo mocno przyczynił się do tego młodszy brat żony porucznika Pokory, który
podobnie jak Ojciec urodził się w 1907 roku, a w tamtym okresie był kadetem w
Szkole Oficerskiej we Lwowie. Panowie
bardzo przypadli sobie do gustu i często razem wychodzili w soboty na
batiarkę do miasta. Po wielu, wielu latach ojciec wspominał, że okres spędzony
wtedy we Lwowie, należał do najlepszych lat jego życia. I w tej jednej z
ostatnich rozmów wspomnieniowych w maju 1993 roku Ojciec opowiadał, jak dobrze
pamięta tamto miasto. Był niemal pewien, że gdyby po tych 65 latach, znowu
znalazł się we Lwowie, bez problemu trafiłby na ulicę Kurkową, gdzie mieszkał
porucznik Pokora, na ulicę Bema, gdzie mieszkała jego ciotka, na ulicę
Jabłonowską, gdzie stacjonowała jego Jednostka Wojskowa. Z wielką chęcią
zaszedłby na Gródecką, Łyczakowską, Wały Hetmańskie, do Katedry czy pod Kościół
Świętej Elżbiety. Dwa tygodnie później, będąc już we Lwowie, w wolnej chwili
obszedłem trasę opisaną wcześniej i po powrocie do kraju odwiedziłem ojca, aby
podzielić się wrażeniami i przeżyciami w wycieczki. Tato z nostalgią wypytywał
o wygląd miasta, o kamienice i tramwaje, o kościoły, w których byliśmy i o
rodaków spotykanych na ulicach. Opowiedział mi wtedy o reportażu radiowym z
udziałem znanego aktora, lwowiaka, Jerzego Michotka (1921–1995), który był w
tym czasie we Lwowie i spotkał się z grupą Polaków. Gdy twórca reportażu spytał
Michotka, jak zareagowali tamtejsi Polacy, czy byli smutni, zadowoleni czy może
płakali, on odpowiedział po lwowsku: (..) ta co płakali, oni ryczeli w głos (..)
Pamiętam, że Tato już wtedy poważnie chorował, ale nadal lubił słuchać radio,
wiadomości oraz wybranych programów rozrywkowych. ( CDN.. )
Komentarze
Prześlij komentarz