Skoro trasa na Wlk. Raczę poszła mi tak gładko, postanowiłem wczoraj nie pasować. Niejako z marszu, za jednym wyjazdem poszedłem na Przegibek. Jak zawsze zielonym szlakiem. Dość szybko zorientowałem się, że droga ta jest nieuczęszczana i choć przetarta, to pełna niespodzianek. Ten zaledwie trzy kilometrowy fragment pokonywałem 1:30h, brnąc delikatnie po zamarzniętej powierzchni i ważąc każdy krok. Każde dynamiczne stąpnięcie powodowało zapad w głęboki śnieg. Czasami do pół łydki, po kolana, albo i do połowy uda. Bywało, że wspierające kije zapadały się po rękojeść.
Gdyby nie fakt, że doskonale znam trasę i cały czas kontrolowałem, gdzie jestem, zawróciłbym do auta. Z czasem jednak dotarcie na miejsce, samo w sobie stało się dla mnie wyzwaniem.
Wyzwaniem, któremu podołałem i które nauczyło mnie kilku rzeczy. Pokory z pewnością. Śniegu napadało tyle, że schronisko zasypało po sam dach. Po same mansardy w poddaszu.
W nagrodę był schabowy z kapustą, który zawsze trzyma tam swój wysoki poziom oraz herbata z sokiem ze świerku. Od razu dwie wziąłem. Okazało się, że zielony szlak jest zamknięty, a wszyscy turyści docierają na górę drugą. Drogą, którą zbierałem do auta 17 minut.
Co by jednak nie mówić, nie oddałbym za nic tej przeprawy szlakiem przez śnieg, choć niekoniecznie polecam ją komukolwiek..

Komentarze

Popularne posty