Wczoraj po raz pierwszy spotkałem i od razu zapoznałem się z Marynką. Z razu nieśmiało, boż to w końcu obca w obcym miejscu, jednak gdy już usiedliśmy w oczekiwaniu, dość szybko przypadliśmy sobie do serca. Ubrana była w lekko oldskulowe szkło, wilgotne po wierzchu i delikatnie chłodne w środku. Bardzo interesująca w treści, bo chociaż pisze się z domu Pilsner, pod językiem czuć zdecydowanie więcej niż daje Pils. Miała w sobie to COŚ, niewypowiedziane, nie do uchwycenia, coś co się kupuje i pożąda lub zniechęca i zapomina w mig. Wierzę, że jeszcze tam wrócę i spróbuję nie raz, zwłaszcza, że po krótkim oczekiwaniu zjawił się Kevin Bekon z domowymi frytkami i to już była walentynkowa uczta dla głodnego☺

Komentarze

Popularne posty