Wspomnienia Kresowe/cz.6 opracował Michał Maziakowski

Najprawdopodobniej już w listopadzie’44 Ojciec otrzymał bumażkę, dokument z pełnym opieczętowaniem i podpisem wyższych rangą oficerów sowieckich. Było to wezwanie do stawienia się na Wojen-Kom(n)at w Brzeżanach, w wojennym biurze wojskowym powołującym mężczyzn do Armii Czerwonej.
Zaskoczony Ojciec udał się z tym wezwaniem do swojego szefa, sowieckiego Lejtnanta, który przeczytał dokument i powiedział: Widzisz Antoni, nasze dowództwo potrzebuje żołnierzy na wojnę. Ale przynieś dwie butelki samogonu i ja pójdę z tym do Wojen-Kom(n)atu. Następnego dnia szef poszedł do komendantury, a ojciec czekał na niego zniecierpliwiony, nie wiedząc, jak sprawa będzie załatwiona. Po paru godzinach Lejtnant wrócił i powiedział: Antoni, masz odroczenie na trzy tygodnie, wracaj do pracy. Ale po trzech tygodniach przyszło następne wezwanie do Wojen-Kom(n)atu i sytuacja się powtórzyła, dwie butelki samogonu, bumażka i Lejtnant idzie do komendantury. Tym razem jednak wrócił szybciej i powiedział: Masz odroczenie na trzy tygodnie i na tym koniec, więcej nie będę mógł tej sprawy załatwić. Ale za kilka dni Lejtnant prosi Ojca do siebie na rozmowę i mówi: Słuchaj Antoni, w komendanturze jest lista Polaków, którzy chcą wyjechać na Zachód. Musisz zapisać się z rodziną i będziesz mógł w wyznaczonym czasie stąd wyjechać, a wtedy nasze dowództwo da Tobie spokój. I tak też się stało, wezwania do Wojen-Kom(n)atu już nie przychodziły, a życie toczyło się w miarę spokojnie, ale nie do końca spokojnie, występowały też niekiedy chwile miłe, wesołe i inne…
Otóż 28 marca 1945 roku urodził się już w Brzeżanach drugi syn rodziców, mój brat, który otrzymał na imię Stanisław, a chrzest odbył się w brzeżańskim kościele farnym Świętych Apostołów Piotra i Pawła. Rodzice później, już w Środzie Śl. opowiadali, kto był chrzestnym Staszka, o jego dobrym zdrowiu i dobrej, jak na niemowlę, wadze. Doszły im wtedy dodatkowe obowiązki, opieka nad dwoma chłopcami i problem, jak przywieźć pozostawiony dobytek z Buszcza do Brzeżan. Szczegółów nie znam, ale po zobaczeniu tego już po latach w Środzie Śl., śmiało można powiedzieć, że operacja była bardzo udana. Do tej pory posiadamy dużą skrzynię przywiezioną z Buszcza, która wtedy była pełna bielizny osobistej, pościeli, w tym pięknie wyszywanych przez Mamę poszewek na poduszki. Były tam wyszywane makatki na ścianę, komplety wzorów do wyszywania, co było specjalnością Mamy, zimowe kożuszki obojga rodziców czy wysokie kozaki Mamy. Sam wyjazd nastąpił w czerwcu 1945 roku, pierwszym transportem, jako repatrianci wyjechaliśmy na Ziemie Zachodnie. Podróż trwała ponad dwa tygodnie, w końcu trafiliśmy do Środy Śląskiej k./Wrocławia.

* na zdjęciu odnowione w 2016 roku wejście główne do Kościoła w Buszczu.

Komentarze

Popularne posty