Wspomnienia Kresowe/cz.4 opracował Michał Maziakowski

Gdy zbliżał się koniec czwartego tygodnia pracy przy okopach, Tato Antoni poprosił dyskretnie kaprala z Gdańska, aby wyjednał mu, załatwił przepustkę na 2 dni, na sobotę i niedzielę na zmianę ubrania. Udało się załatwić przepustkę tylko na sobotę popołudnie i niedzielę, w poniedziałek rano ojciec miał się stawić z powrotem w pracy. W drogę, oczywiście pieszo, mógł wyruszyć w sobotę po południu, po zakończonej pracy. Po przemyśleniach podjął strategię marszu polegającą na ograniczonym zaufaniu. Mianowicie, jeżeli z daleka zobaczy jakąś podejrzaną grupę mężczyzn, czy to we wsi czy też w lesie, natychmiast wróci do Niemców, ponieważ u Niemców jest największa szansa przeżycia. Ze strony Ukraińców czekała go pewna śmierć, a u Sowietów bywało pół na pół czyli różnie. W sobotę wieczorem doszedł do pewnej wioski i postanowił wejść do pierwszej chałupy i poprosić o nocleg, obojętnie czy w stodole, na sianie czy na strychu. Po krótkiej rozmowie i po okazaniu przepustki, został przyjęty i wskazano mu strych z sianem nad oborą. Mocno strudzony całodzienną pracą, wielogodzinnym marszem i ciągłym stresem, dość szybko usnął. W nocy nie słychać było żadnych strzałów ani wybuchów, co pozwoliło mu dobrze wypocząć. Obudził się dość wcześnie, ale słońce już wschodziło, bo należy pamiętać, że to był już koniec czerwca i najdłuższe dni w roku. Leżał jeszcze i rozmyślał, jak potoczą się następne godziny, ponieważ przed nim był jeszcze szmat drogi. Trzeba było przejść jeszcze parę kilometrów przez duży las, a następnie przez wioski ukraińskie, na których wspomnienie jeszcze po latach czuł dreszcze i zimny pot. Nagle te rozmyślenia przerwał jakiś ruch na dole, brzęk narzędzi do obrządku bydła, rozmowy do zwierząt i poklepywanie krowy, ktoś przygotowywał się do udoju. Następnym dźwiękiem jaki usłyszał z radością, był doskonale mu znany odgłos pierwszych strug mleka uderzających o dno blaszanego wiadra. W tym momencie Tato szybko zdecydował się zejść po drabinie na dół, przywitać się, podziękować za nocleg i oznajmić, że musi już iść w dalszą drogę. Gospodyni, prawdopodobnie z polskiej rodziny, ukroiła na drogę kromkę chleba i dała garnuszek ciepłego mleka, prosto od krowy. Tato Antoni z apetytem zjadł, podziękował, pożegnał się i poszedł w kierunku lasu. Wieś raczej ominął, aby nikogo nie spotkać.
Gdy wszedł do lasu, bacznie zaczął się rozglądać i nasłuchiwać, aby wyłapać i usłyszeć każdy najmniejszy szelest. Droga była piaszczysta, pokryta poranną rosą, można było zauważyć pojedyncze krople rosy, ślady ptaków leśnych, zajęcy czy saren. Drzewa i krzaki pokryte piękną żywą zielenią, jak to w końcu czerwca. Tato Antoni jeszcze po latach opisywał to wszystko tak obrazowo i pięknie, że mnie, jak dzisiaj wydawało się, że słucham fragmentu opisu przyrody z trylogii Henryka Sienkiewicza.

Droga przez las wynosiła niespełna 3 km i dzięki Bogu nic złego nie wydarzyło się tam jak i w kolejnych wioskach, jakie minął dochodząc do Buszcza. Wchodząc do rodzinnej miejscowości, strach i zagrożenie jeszcze nie minęły. Tato postanowił najpierw udać się do Sołtysa, Ukraińca, który doskonale wiedział, że cztery tygodnie temu Antoni Maziakowski został zabrany przez Niemców do kopania okopów. Ojciec okazał przepustkę na niedzielę, potwierdzającą legalność swojego pobytu i poprosił sołtysa, że gdyby ktoś o niego pytał, to nikt go nie widział. Ze swej strony obiecał zachowywać się dyskretnie i publicznie się nie pokazywać. Dopiero wtedy udał się do domu teściów, gdzie pod jego nieobecność przebywała moja mama Maria ze mną. Nasz dom był doglądany przez nią w dzień, a noc spędzała w domu swoich rodziców. Do kopania okopów ojciec już nie wrócił, a po kilku dniach, pod koniec tygodnia do Buszcza weszli Sowieci. 
PS.
przed tygodniem umieściłem zdjęcie ołtarza głównego kościoła w Buszczu przed odbudową, dzisiaj powyżej znajduje się zdjęcie prezentujące to samo miejsce po odbudowie i renowacji

Komentarze

Popularne posty