Dzisiaj po południu odlecieliśmy w nadświetlną. Niejednokrotnie. Długo dyskutowano nad sensem powstawania historii pobocznych czy uzupełniających do właściwej Sagi Gwiezdnych Wojen. Teraz  wydaje się, że ROQUE ONE jednoznacznie przetnie te dyskusje i uciszy wszystkich malkontentów. Ten film, traktowany po macoszemu nawet przez własną wytwórnię, która nie pozwoliła wykorzystać w czołówce klasycznych napisów czy monumentalnej muzyki Johna Williamsa, udowodnił, że MOC JEST. Udowodnił to i pokazał w sposób zdecydowanie bardziej przekonujący niż PRZEBUDZENIE MOCY, bo o pierwszych trzech dokrętkach nie warto wspominać. Wreszcie mamy Gwiezdne Wojny godne pierwszego kanonu sprzed ponad trzydziestu. Wreszcie też poznajemy kulisy misji R2D2 i Księżniczki Lei oraz powody determinacji Lorda Vadera w tropieniu wykradzionych dokumentów. Proponuję, aby od teraz sprzedawać w jednym pakiecie ROQUE ONE i NOWĄ NADZIEJĘ.
Sam po powrocie z kina oglądnąłem osiemnasty raz pierwszą część starej trylogii i jestem w domu z wieloma wyjaśnionymi wątkami. Wreszcie. 37 lat od premiery w świdnickim kinie Gdynia, na szkolnym seansie w trzeciej klasie szkoły podstawowej.
I na koniec ponadczasowe motto, które wybrzmiało z ekranu: NADZIEJA JEST NAJGROŹNIEJSZĄ BRONIĄ.

Komentarze

Popularne posty