Choć to nie moje zdjęcie z dzisiejszej trasy, to klimat był podobny. W parku, po mokrym, po ćmoku. Wróciłem tym biegiem na swoje pierwsze ścieżki, gdzie stawiałem swoje pierwsze biegowe kroki. Są takie miejsca, gdzie zawsze wracam pamięcią do lata 2013 i do chwil, gdy na każdą przebiegniętą minutę, potrzebowałem 120 sekund odpoczynku. I dalej, 60 sekund biegu i 2 minuty łapania oddechu. Później była zmiana i po 2 minutach biegu 2 minuty szukałem tlenu. Potem już był szybki progres 2:1, 3:1 i 5:1. Potem pierwsza piątka i dycha. Nevermind... Dzisiaj wyszło mi dobre 11 km w tempie 6:17. Na ścieżkach było pusto i mrocznie, chociaż gdy oczy przyzwyczaiły się do ciemności, czołówka w ogóle nie była potrzebna, a wręcz przeszkadzała. Co prawda zdarzały się miejsca, gdzie zawsze zaliczałem kałużę, a lodowata woda przelewała się przez buty. Ale to tylko chwila, bo zaraz woda ogrzewała się i było normalnie. Nocne bieganie wciąga

Komentarze

Popularne posty