Dzisiaj był czas testowania nowych Brooks'ów Cascadia 12. A że był to pierwszy trening od upadku na Ultramaratonie Karkonoskim i po infekcji oskrzelowej, nie mogło być łatwo.
Jako plac boju wybrałem Skrzyczne z jego ambitnym podejściem i poszło. Na pierwsze wejście na szczyt potrzebowałem ciut ponad 1:15. Pełna pętla z powrotem do auta zajęła mi 2:20. Z jednej strony byłem tak naładowany energią, że gotów byłem lecieć na górę jeszcze raz. Z drugiej strony rozsądek i niemiłosierny upał skłaniał do wyluzowania. Wybrałem kompromis i pół pętli, do odejścia zielonego szlaku spod Skrzycznego do Szczyrku. W tzw. międzyczasie słońce rozszalało się na maxa i zrobiło się krucho. Druga część trasy kosztowała mnie również 2:20, a do tego wysiłek okupiony bolesnymi skurczami. Pierwszy raz dowiedziałem się, że z bólu okołoskurczowego można zedleć, bo było już naprawdę blisko...
Ale to miał być trening na miarę moich możliwości, który miał wskazać miejsce przygotowań na 4 tygodnie przed startem. Wskazał i obnażył wszystkie słabości.
Podsumowując: 18,5km, 1205m w górę i w dół. Czas 4:40h. Pochłonąłem 2l coli, 1l wody, żel, baton żelowy z witaminami, 3xMg i porcja kabanosów. Temperatura powyżej 30°C.

Komentarze

Popularne posty