Aby na mecie cieszyć się takim medalem, musiałem wstać kwadrans po 6. i znad Zegrza gonić do Skały pode Krakowem. Na szczęście kierowca był dobry i na drodze wszystko było wg planu. Na miejscu pojawiły się problemy z dotarciem na start, gdyż wszystkie okoliczne parkingi były pełne i policja odsyłała na rynek, dobry kilometr od celu. Szybka decyzja, przebranie na chodniku i truchcikiem pod górkę do Biura Zawodów. I tak, już kwadrans przed startem miałem numer, pakiet startowy i stałem w depozycie, aby pozbyć się zbędnych maneli na czas biegu.
Punkt 12. burmistrz Skały wystrzelił i ponad 1000 zawodników ruszyło pod górkę i w dół na ścieżki Ojcowskiego PN. Początek był asfaltowy z lekkim spadem, który zaczął się wypłaszczać, by na 8 km rozpocząć wspinaczkę leśnym duktem mocno w górę. Potem było już wietrzne, odkryte pole z malowniczo przemykającymi biegaczami na kolejnych zawijasach. Posiadanie własnego napoju kolejny raz okazało się genialne i gdy na odkrytej przestrzeni po 10 km słabli kolejni biegacze, była okazja do przyspieszenia. Końcowe zbiegi i ostatni podbieg w lesie wyrzucił mnie w miejscu, gdzie widać i słychać było metę, co zawsze działa jak dopalacz. Później była już tylko radość z ukończenia i zaskoczenie czasem 1:24:20 i tempem 6:15min/km. W sumie wyszło lepiej niż planowane 1:30:00 i lepiej niż na trenowanych podbiegach.



Komentarze

Popularne posty