CD... Kilometry uciekały pod nogami, a meta zbliżała się w szybkim tempie. Kolejne podejścia, czy to pod odbudowywane schronisko Petrova Bouda, czy to pod Śląskie Kamienie czy też Wielki Szyszak, nie sprawiały mi już takiej trudności jak Słoneczniki. Pod każdą kolejną górkę wspinałem się posiłkując się kijami, ale już bez żadnych przestojów. Gdy moim oczom ukazały się zabudowania stacji Telewizyjnej na Śnieżnych Kotłach, wiedziałem, że jestem już w domu, choć do mety pozostało jeszcze 10 kilometrów. Byłem tu jednak dzień wcześniej i testowałem ten odcinek z moimi chłopakami, więc sama świadomość, że do mety jest już tylko w dół, a od Schroniska pod Łabskim Szczytem mocno w dół, dodawała mi skrzydeł. Niemiłym zaskoczeniem okazał się jeszcze deszcz, który zaczął padać i spowodował, że kamienie i drewniane podesty na Mokrej Drodze stały się bardzo śliskie. Po kolejnym poślizgu i upadku mocno tam zwolniłem, co było głównym powodem, że na mecie nie udało się złamać 9 godzin. Na szczęście wkrótce przestało padać i ostatnie 5 kilometrów mogłem swobodnie zbiegać wyprzedzając kolejnych zawodników, którym trudy biegu właśnie na ostatnich kilometrach odbierały resztki sił. Na metę wbiegłem szczęśliwy i uśmiechnięty z czasem 09:04:45. Poprawiłem swój czas w ultramaratonie w ciągu roku o ponad godzinę i wiem, że to nie jest szczyt moich możliwości. Podobne trasy jestem w stanie robić w okolicach 8 godzin, co daje ogromną nadzieję na start w jesiennym Biegu 7 Dolin w Krynicy na 64 km czy w wymarzonym Chamonix, gdzie na podobny dystans organizator daje limit 14 godzin. Dla porządku dodam, że Adam zameldował się na mecie w czasie 7:27:55

Komentarze

Popularne posty