Odkurzyłem dzisiaj i wyjąłem z zasobnej kolekcji moich butów biegowych stare sprawdzone Asics'y Stratusy, które udeptuję od października 2014 roku i potruchtałem ścieżkami na Księżej Górze. Choć w południe upał był nieznośny i słońce wypalało żywym ogniem, ruszyłem na szlak przede wszystkim w celu pobudzenia nóg do biegania. Jak już wspominałem, wciąż nie mogę odnaleźć radości biegania i przede wszystkim świeżości w nogach, które gdzieś przepaliły się tej wiosny i wczesnego lata na szlakach Bieszczad i Karkonoszy. Okazuje się, że oba starty kosztowały mnie sporo sił, których brakuje mi teraz. I to nie chodzi o motywację, której nie brakuje i głównie głową robię to, co robię, ale o zwyczajne zmęczenie, które nie  daje już takiej satysfakcji jakiej bym oczekiwał...
Niemniej, dzisiaj wybiegałem zestaw podstawowy po torze przeszkód, i w kamieniołomie zaliczając wszystkie zaplanowane zbiegi i podbiegi i pomimo cholernego upału zaliczyłem trening. Niby tylko 6 km, ale o wysokiej intensywności i w trudnych warunkach. I pocieszające jest to, że chyba powolutku wraca świeżość, a na pewno zgubiłem wreszcie kamienie, które ciągnąłem ze sobą przez ostatnie tygodnie.

Komentarze

Popularne posty