Na zdjęciu cała nasza drużyna przed startem do I Biegu Niezłomnych. Za pół godziny zbiegniemy w trójkę na sobótczański Rynek, aby punktualnie o 11.00 wystartować z blisko półtoratysięczną rzeszą biegaczy na szlak. Celowo użyłem słowa szlak a nie trasa, gdyż ten bieg w ponad 85% przebiegał leśnymi ścieżkami Masywu Ślęży, meandrując wokół schroniska pod Wieżycą, gdzie umiejscowiona była meta oraz wodopój na półmetku. Podbieg zaczął się od samego startu i miał tylko czasami zamieniać się w szaleńczy zbieg. Na początku 2.km skończyła się cywilizacja a zaczęła walka z wąską ścieżką, kamieniami i coraz mocniejszym wzniesieniem. Od połowy 4.km aż do końca 7.km szlak zmienił nastawienie i przychylnie zaczął spoglądać na odważne szarże w dół. Skupiony wzrok non stop omiatał najbliższe kilka metrów pod stopami a nogi niosły bez opamiętania. Las mijał w pędzie a opatrzność pozwalała mieścić się w każdym zakręcie. Aż nadszedł 8.km i zabrakło tlenu w płucach, aby ponownie wbiec na poziom schroniska i mety, tak skutecznie zgubiony na ostatnich dwóch kilometrach. Ktoś odłączył zasilanie, które udało się przywrócić na ostatnich 1000 metrach, gdy adrenalina oraz odgłosy mety rozpaliły ponownie ogień w kotle. Mój czas to 1:03:31, o ponad 90 sekund słabszy od Michaliny, która stanęła na podium w kategorii K-20. Adaś był dziś lepszy ode mnie o 6 minut, a zwycięzca pokonał tę trasę w 37 minut z niewielkim groszem. Wielka przykrość spotkała blisko 400.osobową rzeszę biegaczy, na których na mecie nie czekały medale... Do pełni szczęścia zabrakło tylko udziału Janka w biegu dziecięcym na 500 m, rozgrywanym po biegu głównym. Ten start to morze nowych doświadczeń, lekcja pokory oraz wiara w siebie i umiejętności pokonywania wszelkich przeciwności losu ☺

Komentarze

Popularne posty