W poniedziałek udało się wygospodarować trochę czasu, który poświęciłem na ostatnie długie wybieganie przed maratonem. Trasę zaplanowałem starannie już wcześniej i dzisiaj wystarczyło tylko ją przebiec. W sumie wyszło 28km, których przebycie kosztowało mnie 3:29:59 i sporo zdrowia. Zmęczenie było ogromne i dotarłem do domu bardziej siłą woli niż przy wsparciu mięśni. Upał dał się mocno we znaki, a do tego stojące powietrze doprawione oparami wczorajszego wieczornego deszczu zabijały mocno entuzjazm. Powiem tylko, że Endomondo policzyło zapotrzebowanie na płyny na poziomie 4,75 l. To było ciężkie, momentami dramatyczne doświadczenie, które pokazało mi, że mogę walczyć do końca a nadzieja umiera ostatnia. Największy kryzys dopadł mnie na ostatnich dwóch kilometrach, gdy liczyłem już każdy krok do końca. Nie skłamię, jeśli powiem, że po biegu miałem kłopot ze zdjęciem butów, a prysznic brałem w kompresach, gdyż próby ich zdjęcia powodowały bolesne skurcze łydek. Na szczęście przed nocą udało mi się jeszcze zaliczyć solankę i jacuzzi, które tak na prawdę postawiły mnie dopiero na nogi :-)

Komentarze

Popularne posty