Niedzielne długie wybieganie tym razem wyniosło dokładnie 20 km. Pomimo porannego lenia i małej chęci do biegania, udało mi się przekonać siebie, że nie odpuszczamy! Organizm długo buntował się przeciwko aktywności, zgłaszając na pierwszych 3 km różne problemy zdrowotne. Ale już po pętli za tamą, od 6km i pierwszego picia wszystko zaczęło iść jak z płatka. Kilometry umykały pod stopami, na 10km poszedł banan, a od 12km zaczął się nowy fragment trasy. Zbiegłem z twardej nawierzchni na szutr i kamienie, co szybko odbiło się na moich stopach. Nowe buty genialnie wręcz spisały się na asfalcie, ratując stopy od odbicia przez te dobre 2h biegu. Niestety zawiodły, a raczej nie potrafiły poradzić sobie z nierówną, miejscami ostrą nawierzchnią. Skończyło się dwoma nagniotkami w bocznej części każdej stopy, tam gdzie kamienie atakowały najmocniej.
Poza tym był to piękny fragment biegania, który powinien być jeszcze rozwinięty w przyszłości. Na kolejnych kilometrach udało się przyspieszyć, a przy okazji testować żel wzmacniający o smaku jabłuszko/biszkopt. Kolejne kilometry były coraz szybsze, aż finałowy zmieściłem poniżej 6min. Średnie tempo 6:40min/km i 1 900 kcal.  Suma podbiegów to 548m,  zużycie wody 2,5. Czas to 2:14h

Komentarze

Popularne posty