SUBIEKTYWNA relacja z 24 Biegu Powstania Warszawskiego. Wczora z wieczora obiecałem powrócić do sobotniego biegu. Pochwalę się więc, że bieg udał mi się nad wyraz dobrze. Startowałem zachowawczo ze srebrną grupą, za balonikiem z cyfrą 60, bo lubię zaczynać spokojnie i dogrzewać się już w trakcie biegu. W tym roku każda grupa czasowa miała swój indywidualny start, mistrzowsko celebrowany przez spikera. Rozciągnęło to start na dobre 20 minut, ale było warto. Przy okazji doszło do tego, że już na drugim kilometrze biegu, na Miodowej, rozpoczęło się dublowanie przez najszybszych zawodników. Tradycyjnie już, na trasie biegu mnóstwo dopingujących ludzi, największe tłumy pod kościołem Św. Anny, przy Bristolu i na Sanguszki. Na końcu Karowej świetna grupa kibiców aktywnie dopingujących przez obie pętle. No i ożywcze kurtyny wodne przy wbiegu i zbiegu z Wisłostrady. Swój balonik zostawiłem na ślimaku Markiewicza i dalej już biegłem swoim tempem mijając kolejnych wyznawców biegania. Na półmetku na Konwiktorskiej byłem punktualnie po pół godzinie od startu i już wiedziałem, że jest moc na dobry wynik. Druga połowa minęła bardzo szybko, czasowo wyprzedziłem na tych 5km blisko tysiąc współbiegaczy. Na Wisłostradzie wrzuciłem wyższy bieg i ostatnie 2km zrobiłem w tempie 4,55min/km. Metę minąłem szczęśliwy z czasem 56:35, co porównując do wyniku 1:06:18 sprzed roku daje różnicę, na którą byłem gotów.

Komentarze

Popularne posty